Tradycyjnie sezon trzeba zakończyć tam, gdzie jeszcze ciepło, więc pognało nas na Cyklady. Prawdę powiedziawszy, mieliśmy tylko tydzień czasu, więc Cyklady zaledwie liznęliśmy, ale paru odkryć ( czytaj - nowych miejsc ) dokonaliśmy. Poza pierwszymi dniami, kiedy meltemi wiało w porywach do 40 węzłów, pogoda była raczej silnikowa, co zaowocowało licznymi kąpielami w malowniczych zatoczkach i na pełnym morzu. Jachty ( dwa ) były wypasionymi Bavarkami 47, które nawet na tych słabiutkich powiewach potrafiły się jakoś pod wiatr posuwać. Z tym silnym też dawały sobie radę, choć na jednej ( tej drugiej ) jednak się achtersztag urwał. Jak zwykle, podstawą udanego rejsu jest udana załogo co się tym razem w pełni sprawdziło. Mam nadzieję, że załoga jest podobnego zdania o swoim skiperze
|