Nasze drogie Mazury

Trasa rejsu Ralfi - Tes 32 Dreamer
mazury 2019 Ralfi
Moje wnuczki uznały, że na Mazury muszą wybrać się ze swoimi psiapsiółkami. To oznacza, że już na wstępie w załodze są cztery osoby. Na dodatek babcia i dziadek, to razem sześć. Ale przecież rejs ma być wspólny z Tomkiem i jego żoną oraz jego dwoma córkami. To już 10. Zaczynam się rozglądać za jakimś jeziorowym lajnerem a przecież należy dodać mamusię na zmianę z tatusiem moich wnuczek.
    Na czym można zmieścić taką ekipę? Najlepsza byłaby Biegnąca po falach ale wciąż jeszcze nie gotowa. Po namyśle decydujemy się na Tes-32 Dreamer. Na dodatek część załogi zapowiada, że będzie nocować w namiocie rozbijanym za każdym razem na lądzie. Trochę na wcisk ale jakoś się zmieścimy szczególnie, że połowa załogi jest umiarkowanych rozmiarów. Aha! O mało nie zapomniałem o psie.
    Wyszukujemy z Tomkiem Dreamera w cenie , która nas nie doprowadzi do bankructwa i zaklepujemy go na koniec sierpnia. W międzyczasie Kuba wraz ze swoimi przyjaciółmi ( to say nothing about the dog ) zaklepują sobie Philę 880 w pobliskiej marinie. Nasza łódka ma znaczący feler w postaci przeciekającego siłownika uruchamiającego ster. Tak po kropelce. Dostajemy buteleczkę z odrobiną oleju hydraulicznego w celu uzupełniania ubytków. Szybko się okazuje, że oleju wcale nie ubywa "po kropelce". Tomek wymyśla skomplikowany system recyklingu, dzięki czemu nie cały olej jest tracony bezpowrotnie.
   Nie chcemy nocować na Łabędzim Ostrowie gdzie kłębią się tłumy i decydujemy się popłynąć do Zimnego Kąta. Wiatru nie ma zatem pozostaje motorek. Czterosuwowy silnik w studzience nie stwarza kłopotów. Próbuje namówić Jagodę do sterowania ale jej optymistyczne doświadczenia na ważącej parę ton łódce źle się sprawdzają. Wkrótce docieramy na miejsce i wybieramy do zacumowania jeden z nielicznych jeszcze wolnych pomościków. Wkrótce dołącza Kuba swoją Philą. Postój kosztuje 50 zł. za co poza prawem do zacumowania możemy korzystać z toalet i podobno również pryszniców. Woda do nich jest ogrzewana w sposób absolutnie ekologiczny ale ponieważ słońce pod wyniosłe sosny słabo dociera, system jest mało wydolny. Niestety, tym razem trudno nazwać ten biwak spokojnym, ponieważ trafiamy na trochę zbyt rozbawionych sąsiadów.
   Uzupełniamy olej w przekładni sterowej, około 1000 udaje się zebrać całą załogę jednocześnie na pokładzie i ruszamy w drogę. Lekki wiatr pozwala na postawienie żagli. Powoli docieramy do sztynorckiego mostu, składamy maszt i przepływamy na Kirsajty Na Mamrach lekki wiatr także popycha ciężką łódkę i wczesnym popołudniem docieramy do Mamerek. Płytko, ale po poniesieniu płetwy sterowej i miecza udaje się zacumować dziobem do pomostu, rufę utrzymując na daleko wypuszczonej kotwicy. Postój kosztuje 20 zł + 5 zł za osobę co upoważnia do korzystania z kibelków i umywalek. Prysznic kolejne 12 zł. Wycieczka do śluzy na kanale mazurskim kończy się przedwcześnie, formalnie z powody okulałego psa.
   Procedura porannego kompletowania załogi się powtarza i ostatecznie koło 1000 ruszamy w dół mapy. Wiatr nadal słaby ( 2-3 m/s)a upał sięga 30 stopni. Po drodze postój kąpielowy na Kirsajtach. Mijamy Dargin, Kisajno i przez kanał Niegociński, świeżo wyremontowany, przedostajemy się na Niegocin. Kanał zapewnia zaledwie 1,2 m głębokości więc wszystko co pod brzuchem trzeba podnieść. Na nocleg wybieramy port AZS w Wilkasach. Tu postój z prądem kosztuje 70 zł. Prysznic za dodatkową opłatą. Wieczorem w tawernie koncert lokalnego zapiewajły któremu z całym zapałem towarzyszą świeżo w Żegluju wyćwiczone wnuczki.
   Wiatr znowu symboliczny. Mimo lornetki i rozstawionych kardynałek udaje się nam stanąć na centralnej mieliźnie. Na szczęście bez dramatycznych skutków. Sesja kąpielowa tym razem już na Jogodnem, tuż za mostem na Kuli. Później kładziemy maszt i przez kanały udajemy się do zacisznego Zielonego Gaju. Zacisznego do chwili naszego przybycia, bo dzieciaki rozbiegają się po okolicy, grają w siatkówkę i wszystko to związane jest z donośnym wrzaskiem. Postój kosztuje 50 zł. Prysznice na automat wrzutowy ca 10 zł za 7 min.
   Rano ruszamy z powrotem. Na Jagodnem wita nas całkiem żwawy wiatr. W planie było Rydzewo ale chcemy sobie popływać więc trawersujemy Niegocin by odszukać wejście na jeziora Niałk i Wojnowo. W końcu wracamy osiągając chwilami ca 7 kn. ( wg Endomondo ) Cumujemy zgodnie z sugestiami Kuby w przystani, która nazywa się malowniczo "Tło dla mew".. Cumowanie dość utrudnione przez silny boczny wiatr ale ster strumieniowy pozwala zacumować bez większych kłopotów. Kuba, którego Phila ne jest uzbrojona w takie urządzenie ma gorzej. Postój kosztuje nas 140 zł z prądem oraz prysznicami.
   Wiatr E-SE pozwala żeglować najkrótszą drogą. W Giżycku uzupełniamy paliwo i przez kanał Jegliński przedostajemy się na Kisajno. Dalej przez Dargin do Zdorkowa. To miejsce znane z przed 2 lat nie uległo znaczącym zmianom. Może prąd doprowadzony jest tylko do słupków na kei za to cena urosła do 100 zł. Sesja kąpielowa tym razem na plaży. Niestety system recyklingu przestał się wyrabiać więc dzwonię do armatora. Najpierw zastanawia się gdzie jest Zdorkowo a wreszcie pyta, czy nie mamy oleju jadalnego? Stanęło na tym, że wracamy na oleju słonecznikowym.
   Przystań w zdorkowie jest bardzo płytka ale o ile udało sie wejść bez trudu to wyjście okaza kłopotliwe. Ostatecznie trzeba było wysiąść i wypchnąć łódkę siłą załogi. Odpływ? Być może zadziałała zmiana kierunku wiatru. Tym razem żwawy wiatr z zachodu. To ostatni dzień więc na otarcie łez odwiedzamy Dobę i wyspę Gilma. Sesja kąpielowa w jej cieniu. Koło 1700 docieramy do macierzystego portu naszego jachtu czyli Łabedziego Ostrowu . Jacht mamy oddać następnego dnia do południa. Tu niemiła niespodzianka. Bosman portu, który jest kimś innym od bosmana czarterowni, domaga się zapłacenia 20 zł od osoby za korzystanie z uroków portu. W krótkich żołnierskich słowach wypowiadam swoją opinię o takich obyczajach i odchodzimy do pobliskiego Sajlora. Tu wystarczy 50 zł. Sanitariaty, niestety, na automaty wrzutowe i nawet nie tyle chodzi o wysokość opłaty lecz konieczność posiadania 2 zł w jednym kawałku. Tu spotykam swoich załogantów z zeszłorocznego rejsu w Grecji i wiosennego z Hiszpanii. Miłe spotkanie.
   Rano wracamy na swoje miejsce w Łabędzim Ostrowie. Śniadanie, wstępne sprzątanie i pakowanie się do samochodów. Nam wypada rola ciężarówki i jedynym pasażerem jest sunia. Nadal upalny dzień z kulejącą klimatyzacją.
Szczególne podziękowania dla pań, czyli Gosi i Helenki, które cierpliwie opiekowały się tą rozwrzeszczaną hałastrą.